sobota, 24 sierpnia 2013

Rozmowa z właścicielem Gospody „Do syta” – Jarosławem Bujnowskim.


Gospodę „Do syta”  zna chyba każdy mieszkaniec Anina, przy V Poprzecznej 6 restauracja istnieje  bowiem nieprzerwanie  od 1957 roku, początkowo jako jadłodajnia kategorii IV „Maleńka”, od 1998 roku pod obecną nazwą i z nowym  kierownictwem. Parkujące codziennie obok Gospody auta, świadczą o jej niezmiennej popularności wśród konsumentów.  Tu wciąż można dobrze zjeść!
 
 
Dziś w karcie mamy nie byle jakie rarytasy: soljankę, rosyjską zupę rybną i gęś w sosie śliwkowym.
Jest godzina 17:30, sobota, na ogródku przylegającym do Gospody, goście kończą posiłek.


 Ogródek ten, zawsze efektownie przystrojony świeżymi kwiatami, został dostrzeżony w XXIV edycji konkursu „Warszawa w kwiatach" (2007), a Gospodę zaliczono do wyróżniających się warszawskich firm i uhonorowano dyplomem z podpisem pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.

„Pragnąłem zostać leśnikiem - mówi Jarosław Bujnowski – ale w Warszawie nie ma lasów. W 1984 roku ukończyłem szkołę gastronomiczną przy Poznańskiej, w 1996 ożeniłem się, zaś dwa lata później padła propozycja, abym objął tę rodzinną firmę.”
Pan Jarosław opowiada, że wżenił się w interes, ale jego małżonka pracowała tu jedynie 15 minut.


 
„I to był koniec współpracy. Zrobiliśmy  generalną zmianę wystroju, zwożąc rozmaite pamiątki. Tradycja zdecydowała, że nasze menu jest głównie  polskie, to standard. Jednak w poszczególne dni tygodnia oferujemy też dania kuchni regionalnych. W poniedziałek marokańskiej, we wtorek  amerykańskiej, we środę rosyjskiej, w czwartek hiszpańskiej, w piątek norweskiej, nazwy mamy proste, żeby klient wiedział, co dostanie na talerzu”.


 

Gdyby ktoś zastanawiał się, jakie danie norweskie zamówić, menu podpowiada placki ziemniaczane z łososiem  i sosem koperkowym.
Kiedy pytam o modne nowinki, jak choćby dania wegetariańskie, czy z obniżonym poziomem kalorii, Jarosław Bujnowski lekko się uśmiecha i wygląda przez okno.
„Co my tam mamy na stołach? – wstaje i idzie po karteczki, na których wypisano zamówienia. Po chwili wraca. – „Sztuka mięsa z sosem chrzanowym i buraczkami, druga pani je polędwicę na plackach ziemniaczanych w sosie podgrzybkowym. Nie są to dania niskokaloryczne...”
Ale brzmi tak pysznie, że od razu czuję głód.

 
„Oczywiście na życzenie klienta możemy mięso ugotować, zrobić lekką sałatę. Odnoszę jednak wrażenie, że konsumenci więcej mówią o walce z kaloriami, niż rzeczywiście wprowadzają ją w życie.  Ale gdyby klient miał życzenie zjeść coś lekkiego, jesteśmy oczywiście gotowi, wystarczy poprosić. Co zrobić, kiedy oni tak lubią nasze sosy… ”
Popijam przez słomkę pyszną lemoniadę, specjalność zakładu. Nie dziwię się tym, kogo uwodzą serwowane tu potrawy.  Przeglądam menu, widzę też desery.
„Pieczemy własne ciasta, a dziś mamy arbuza z lodami, jednak porcje są tak duże, że rzadko kto ma jeszcze siłę na deser.”
Potwierdzają to konsumenci, wpisując na portalu www.gastronauci.pl takie oto komentarze:
Remedium na pustą lodówkę
Bywamy co jakiś czas, mamy już swoje ulubione dania, choć niektóre pozycje cyklicznie się zmieniają na sezonowe. Szczególnie polecamy pyszną wątróbkę, naleśniki ze szpinakiem (podawane z pełnymi liśćmi, nie zmielonymi na papkę w podsmażonym chrupiącym ciastem). Porcje są duże, za rozsądną cenę, po sytym obiedzie nigdy nie starcza już sił na deser.

Na uwagę zasługuje wystrój, gdzie wytrawne oko głodnego wypatrzy wiele ciekawych eksponatów - dla sportu proponuję poszukać miniaturowej figurki Napoleona.

Nie wszystkim osobom odpowiada sposób zamawiania - z wywieszonego menu wybieramy pozycje i zamawiamy przy barze, następnie kelner podaje dania do stołu, tam też płacimy.

Sugerujemy rezerwować w weekendy stolik - Gospoda zyskuje na popularności i w porze obiadowej możemy trafić na komplet
.

 

I kolejne opinie:

Klimatyczna knajpka z dobrą polską kuchnią

Byłem ostatnio w Gospodzie, ponieważ została mi polecona przez znajomych. Zjadłem pełny obiad. Śledzia w śmietanie, przepyszny żurek z jajkiem oraz placek zbójecki, którego z powodu wielkości porcji nie byłem w stanie dokończyć. Do tego domowy kompot. Wszystko było bardzo dobre, porcje zbyt duże, ale ceny dość przystępne, za wszystko zapłaciłem ok 50 zł. Bardzo miły pan kelner i muzyka z dawnych lat. Miejsce o specyficznym klimacie, który mi odpowiada. Na danie czekałem dość długo ale było warto. Polecam.


Na co dzień

Miejsce z historią w Aninie, najciekawiej jest w niedzielne popołudnia, kiedy przy jednym stoliku siedzi 4 pokolenia w rodzinie od niemowlaka do babci, tradycyjna kuchnia polska-domowa. Ciężko wyróżnić konkretne danie, całość jest na wysokim równym poziomie. Prywatnie szanuję sztukę mięsa w sosie chrzanowym i gęstą pomidorową z makaronem. Obsługa szybka, a żeby było jeszcze szybciej zamawiamy posiłki przy wejściu, przy kontuarze.
Rozsądne ceny.


 

W  restauracji odbywają się również przyjęcia. Ilu gości możecie przyjąć jednocześnie?
„Do 50 osób, dysponujemy też jednak salą na Zaciszu, gdzie możemy ugościć do 130 osób. Mówię czasami, że towarzyszymy naszym klientom od chrzcin do konsolacji.”
Elegancko udekorowany samochód dostawczy, który czasem widujemy na ulicach Anina, może dowieźć wykonane tu potrawy również na przyjęcie domowe.
„Dzieci mówią na nasz samochód „gospodowóz”. Tak, mamy szeroką ofertę cateringową, do sprawdzenia na naszej stronie internetowej: www. do-syta.pl, gdzie internauci znajdą też informacje o firmach, które zamawiały u nas obsługę cateringową.
Czy pamięta Pan jakieś zaskakujące  zamówienie?
„Muzeum Narodowe organizowało cykl wystaw, zamówiono u nas catering, kładąc nacisk nie na ilość, ale na jakość. W rezultacie, kiedy goście wychodzili z sal po zwiedzaniu, nic już nie było na stołach, ponieważ wszystko skonsumowała orkiestra...

 
Szerzy Pan dobrą nowinę kulinarną po całej Warszawie, obsługujecie przecież poza anińską Gospodą trzy kantyny, a ostatnio sieć powiększyła się o restaurację Lawenda-Jazz na Żoliborzu. Kierowanie kilkoma restauracjami to utrudnienie, czy ułatwienie dla restauratora.
„Zdecydowanie utrudnienie. Ale najgorsza w tym biznesie jest mitręga z władzami, urzędnikami, którzy szukają dziury w całym. Gdyby chodziło tylko o gotowanie i przyjmowanie gości! Większość czasu spędzam na załatwianiu różnych spraw w urzędach, pisaniu sprawozdań gusowskich i temu podobnych rzeczach”.


 
Jednym słowem sielanka…
„Jeśli ktoś marzy o biznesie gastronomicznym, bo mu się to wydaje łatwym sposobem na zarabianie, to mu powiem, żeby się rozpędził i uderzył głową w ścianę – Jarosław Bujnowski uśmiechając się kwaśno.   

Co dla Pana jest najważniejsze w kuchni?
Chyba organizacja.
 
A jakie jest Pana anińskie marzenie? - pytam na koniec.
„Tu mnie pani zastrzeliła! Ja chyba nie mam jakiegoś specjalnego marzenia. Mamy piękny nowy basen, nowego Borowika, do Otwocka mkną nowe SKM-ki, czego tu więcej chcieć?...”


 
 
Na pożegnanie z sympatyczny właściciel Gospody Do syta obdarowuje mnie syfonem wody sodowej i zapewnienia, że w każdy czwartek będę go mogła wymienić na pełny.
 ***
Gospoda Do syta, ul. V Poprzeczna 6
Czynna  codziennie od 10 do 21.


 
mga

1 komentarz:

  1. Wędrując z KK Anin do biblioteki na Trawiastej zajrzałam kiedyś z ciekawości do tej gospody i przyznaję, iż pozytywnie zaskoczył mnie klimat lokalu. Obiecałam sobie, że wpadnę i przekonam się, czy prezentowana tam kuchnia jest równie interesująca. Nie spełniłam dotychczas tego małego marzenia, ale dotrę, z pewnością. I najem się... do syta :)

    OdpowiedzUsuń