Jesteś w Aninie nową mieszkanką? Przedstaw się, proszę.
Nazywam się Alicja Sajewicz, z domu Wenska. Trzy lata temu zmieniłam zawód i zostałam kaletnikiem, wcześniej byłam dziennikarką radiową i telewizyjną. Zresztą do dzisiaj pracuję głosem, można mnie usłyszeć w programach telewizyjnych, filmach dokumentalnych i audiobookach.
Urodziłam
się w Łodzi, ale właściwie od zawsze chciałam mieszkać w Warszawie, chyba
od pierwszej podróży do Warszawy, w którą zabrała mnie mama. Wsiadłyśmy do
pociągu na niewielkiej stacji „Łódź Niciarniana”, a wysiadłyśmy tuż pod nowo
otwartym hotelem Mariott. Był rok 1989. Żadna z późniejszych wizyt w wielkich
miastach nie zrobiła już nam mnie takiego wrażenia. Dwanaście lat temu na stałe
przeniosłam się do Warszawy i właściwie od razu zakochałam się w Aninie.
Przyjaciółka zabrałam mnie na weekend do rodziców, którzy mieszkają przy II
Poprzecznej i tak znalazłam swoje miejsce na ziemi. Po latach mieszkania tuż za
torami, trzy lata temu przeprowadziliśmy się z rodziną na ulicę Marysińską,
gdzie mieszkamy i oboje z mężem pracujemy.
Ostatnio masz dobry czas, dużo
się pisze o Tobie i Twoich produktach.
Jestem
wdzięczna i szczęśliwa, że moja praca zyskuje uznanie, a paski i torby z mojej
pracowni coraz szersze grono klientów, którzy podobnie jak ja, wierzą w jakość
i szukają rzeczy nie tylko ładnych, ale też trwałych i naprawialnych.
Opowiedz o tym, jak zostałaś
kaletniczką.
Od
dziecka uwielbiałam skórę i wyroby skórzane. Miałam szczęście wychowywać się w
domu rodzinnym mojego taty, gdzie w starych przepastnych szafach znajdowałam
suknie balowe po babci i jej piękne stare torebki. Były to czasy, kiedy
niewiele można było kupić, a więc niczego nie wyrzucano i nie wymieniano tak
beztrosko jak teraz. W szufladzie ogromnego biurka znalazłam sporą torbę ze
skrawkami skór, które najpierw przez lata oglądałam, a jako nastolatka zaczęłam
przerabiać na biżuterię, ponieważ były za małe, żeby zrobić z nich torbę.
Zawsze kochałam torebki, od piątej klasy miałam skórzany plecak. Uwielbiałam,
kiedy się psuł, bo mogłam wtedy pójść do kaletnika i chociaż przez chwilę
przyglądać się jego pracy. Potem spełniłam swoje drugie marzenie i zostałam dziennikarką. Przez większość studiów udzielałam się w radiu studenckim, współpracowałam z Trójką, Radiem TOK FM, żeby w końcu prowadzić weekendowe poranki w Radiu Plus, a potem w Radiu PiN. Z radia niedaleko do telewizji, gdzie mogłam się wykazać, współpracując przy "Świat się kręci". Prżez te wszystkie lata czułam jednak, że coś mnie omija, brakowało mi pracy własnych rąk. A poza tym nigdzie nie mogłam znaleźć idealnego paska, ani wymarzonej torebki. Trzy lata temu odeszłam z telewizji i zaczęłam się uczyć rzemiosła u znanego warszawskiego kaletnika. Potem nawiązałam kontakty z garbarniami i dostawcami surowców, a rok później otworzyłam pracownię i stworzyłam markę Wenska leather goods.
Firma to twój drugi czy pierwszy etat?
Chyba nawet jeden z trzech!
Prowadzę firmę, równolegle pracuję jako lektor programów telewizyjnych, filmów
dokumentalnych i reklam. Można mnie też usłyszeć w audiobookach, ostatnio w
„2010: Odyseja kosmiczna”, w roli żony głównego bohatera, granego przez
Mirosława Zbrojewicza. Poza tym jestem mamą dwójki dzieci (6 i 9 lat), a to
jest co najmniej kolejny etat, jeśli nie dwa…
Nie brakuje ci tego, co robiłaś wcześniej?
Ta długa droga do kaletnictwa
zaowocowała poznaniem wielu ludzi, którzy po latach stali się moimi
pierwszymi i co najważniejsze, stałymi klientami. Doceniają moją pracę i
niejako utwierdzają w słuszności tej zawodowej zmiany.
Ktoś mógłby zadać pytanie, po co dziś, w
czasach tanich produktów robić wysmakowane i drogie torebki i paski?
Torby i paski Wenska leather goods
powstają ze skór produkowanych przez najlepsze polskie garbarnie. Są to mocne i
solidne skóry na lata. Podobnie jest z okuciami i klamrami do pasków. Decydując
się na wypuszcznie produktu na rynek, muszę mieć pewność, że jest on nie
tylko dobrze zaprojektowany, ładny i funkcjonalny, ale też trwały i wytrzymały.
Chcę mieć pewność, że zniesie codzienne użytkowanie przez czas znacznie dłuższy
niż jeden sezon. „Torby i paski na całe życie”, to hasło, które towarzyszy moim
produktom i mojej codziennej pracy. Myślę, że właśnie tego szukają moi Klienci.
Jak polskie rzemiosło wygląda na tle
europejskim? Czy mamy szansę tam zaistnieć?
Oczywiście! Polskie rzemiosło
wyróżnia się nie tylko dobrą jakością, ale i niższymi cenami, wynkającymi
przede wszystkim z niższych kosztów pracy. W tej chwili nie ma tygodnia, w
którym nie trafiłaby do mojej skrzynki oferta chińskiej lub tureckiej fabryki
torebek, która chciałaby dla mnie szyć. Jednak tworząc markę, której dałam
własne nazwisko, mając ambicje powołania do życia rodzinnej firmy, która ma
utrzymać się na rynku przez wiele lat, chcę być uczciwa wobec siebie i
swoich klientów. Chcę dać im pewność, że torba czy pasek, który kupili ode
mnie, został wykonany nie tylko z najlepszych surowców, ale także przez
lokalnych rzemieślników z poszanowaniem praw pracowniczych. Te podstawowe
zasady są coraz ważniejsze na naszym polskim rynku i zupełnie oczywiste, kiedy
sprzedajemy na rynku europejskim, gdzie klientom zależy na pełnej
przejrzystości procesu produkcji. Rozumiem to, szanuję i popieram.
Gdyby ktoś chciał kupić ręcznie wykonaną
torebkę lub pasek z logo WENSKA, jak może Cię znaleźć?
Wszystkie torebki i paski są
dostępne w sklepie internetowym na stronie: https://wenska.pl oraz na
platformie showroom.pl na Facebooku: facebook.com/wenskaleathergoods i Instagramie:
instagram.com/wenska_leathergoods
Poza tym zapraszam do pracowni i
warsztatu, mieszczących się oczywiście w Aninie, przy ulicy Marysińskiej 6
(najlepiej po wcześniejszym kontakcie telefonicznym lub mailowym) oraz do
butiku PO/3 w centrum Warszawy, przy ulicy Poznańskiej 3.
Co lubisz i czego nie lubisz w Aninie?
Lubię zapach lasu i śpiew ptaków
przy porannej kawie przed domem i wiewiórki ganiające się po okolicznych
sosnach. Najbardziej jednak, w Aninie, lubię ludzi. Sąsiadów, którzy są
przyjaźni i wyrozumiali – ludzi, z którymi wspólnie ratujemy jeże, które
utknęły w ogrodzeniu, przerzucamy przez płot drabinę, żeby nasze dzieci miały
swoje tajemne przejście. Anin wciąga, ponieważ pozwala zorganizować większość
codziennego życia na miejscu. Jest tutaj szkoła moich dzieci, ich drużyna zuchowa,
basen z najlepszym anińskim trenerem pływania, Wojtkiem Sieczkowskim, Uniq
Fight Club Kamila i Radka Paczuskich (w dawnym kinie, obok kościoła), w którym
razem z mężem trenujemy.
Czy jest coś, czego nie lubię?
Można nie lubić czegoś w Aninie? No dobrze, nie lubię kierowców, którzy
wjeżdżają rano na Marysińską, żeby ominąć korek na Wydawniczej i jeszcze
przydałoby nam się więcej koszy na śmieci na ulicach i porządny chodnik na
Bosmańskiej.
Bardzo dziękuję za rozmowę!