piątek, 11 grudnia 2015

Porządki przy Wydawniczej


Plac dookoła starego, zrujnowanego domu, stojącego nad kanałkiem jest porządkowany. Zapewne ruina, która od dawna straszy, wkrótce zostanie zburzona. Kolejny kawałek historii Anina zniknie na zawsze. Być może nawet sąsiedzi i przechodnie odczują ulgę.




Tymczasem nawet taki  dom może być bohaterem literackim. Ten nasz zainspirował opowiadanie "Piotruś i pragnienie", które ukazało się w zbiorze "Opowieści Pana Rożka".


"Piotruś i Pragnienie" fragment

W opuszczonych przez ludzi zrujnowanych domach, których dachy otwierają się na gwiazdy, okna z od dawna wybitymi szybami zapraszają wiatr, a ogrody, porośnięte przez gęste chaszcze, zniechęcają przechodniów – tętni sekretne życie. Znajdują tam schronienie zasuszone na popiół pragnienia, poranione nadzieje, zdeptane marzenia, zabite w zarodku myśli, obolałe, sponiewierane uczucia.
Chowają się po kątach, uciekając przed zdziczałymi kotami i spoglądają tęsknie ku pełnym ludzkiego gwaru domom. Brutalnie wyrzucone, wymiecione na ulicę, pogrzebane w śmietnikach, kryją się ze swym cierpieniem. Czekają, by wrócić lub usychają samotnie.
Czasem odnajdzie je Pani od Kwiatów i wplecie w wiązankę z nawłoci czy astrów. Gdy stoi z kwiatami przed sklepem, przytulone do gałązek, drżą z niepokoju, wyginają się wdzięcznie i uśmiechają. Ale obojętni klienci nie rzucą nawet okiem na bukiet, więc smutno zwieszają główki. Zawiedzione, niechciane, wracają do pustych domów, by zaszyć się w kącie i cicho płakać z tęsknoty. Przykryte opadłymi liśćmi, usypiają i śnią o ogniu na kominku, pokoju chłopca z muzyką, kuchni, w której stygnie pachnąca cynamonem szarlotka.
Niekiedy, oszalałe, biegną na ulicę i desperacko czepiają się ludzi. Jadą przystanek lub dwa autobusem, grzejąc się ciepłem ich oddechów. Są jak bezdomne psy, które pragną miłości i których nikt nie potrzebuje.
Wreszcie kruszą się na popiół, srebrny pył, i ulatują ku gwiazdom.

mga

czwartek, 10 grudnia 2015

Nowy numer Między nami aninianinami już gotowy!

Nowy, świąteczny numer MNA schodzi właśnie z pras drukarskich! Wkrótce będziecie mogli się w niego zaopatrzyć w punktach dystrybucji, czyli: w Borowiku, filii Anin WCA przy V Poprzecznej (Dom Kultury), w bibliotece (Trawiasta 10) oraz w sklepach przy Marysińskiej: u pani Joli i w winiarni u pana Marka.


Natomiast dla osób preferujących czytanie w Internecie mamy też wydanie cyfrowe, które znajdziecie tu: MNA wydanie cyfrowe .

Zapraszamy do sięgnięcia po ten numer i lektury!

Jednocześnie dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w głosowaniu na projekty do Budżetu Partycypacyjnego 2016 i pomogli nam w ten sposób uzyskać finansowanie naszego lokalnego pisma. Dzięki temu możemy Wam oferować MNA bez reklam! Przypominamy jednocześnie, że nikt z członków redakcji nie pobiera wynagrodzenia za swą pracę.

Pozdrawiamy!
Redakcja MNA


środa, 2 grudnia 2015

Aninianie z pasją - Katarzyna Fernik-Jurek przedstawia Wawerskie Toystory



Katarzyna Fernik-Jurek - aninianka w trzecim pokoleniu, absolwentka Wydziału Zarządzania UW, z zamiłowania społeczniczka i organizatorka, manager marketingu branży medycznej. Współtworzyła i organizowała szereg szkoleń, warsztatów i kongresów. Pomysłodawczyni pisma dla kobiet dojrzałych Dama Pik. Product Manager firmy Zarząd Targów Warszawskich SA specjalizujących się w organizacji konferencji i kongresów dla agencji rządowych i ambasad. Matka dwunastoletniej Michaliny.  

W Aninie lubię spokój i moją ulicę, nie znoszę braku czasu, czekam na dłuższe dni i lato, kawę pod orzechem i pogawędki z miłymi sąsiadami.

MGA: Jesteś pomysłodawczynią i organizatorką fantastycznej imprezy, Wawerskiego Toystory, kiermaszu zabawek, w którym dzieci są zarówno wystawcami, jak i klientami. Impreza ta odbędzie się już po raz drugi 13 grudnia, tym razem w Szkole 218. Skąd pomysł? 


Katarzyna Fernik-Jurek (z lewej) oraz Michalina Jurek (za ladą)


KFJ: Kilkakrotnie brałam udział w organizowanym przez moją przyjaciółkę i Stowarzyszenie Pracownia Łomianki mikołajkowym bazarze zabawek używanych w Łomiankach. Z roku na rok impreza bardzo się rozrosła, przyciągając nie tylko sprzedających, ale także tłumy kupujących. Bardzo chciałam przenieść tę inicjatywę na wawerskie podwórko, jako międzypokoleniowy projekt, odbywający się nie raz, ale dwa razy do roku, z okazji Dnia Dziecka i świąt Bożego Narodzenia. Przy okazji czerwcowej edycji Toystory nieocenionej pomocy udzieliła mi pani Barbara Karniewska, dyrektor Wawerskiego Centrum Kultury. Z własnej inicjatywy rozbudowałam projekt o dodatkowe atrakcje w postaci Koła Fortuny (dochód przeznaczymy na Fundację Ewy Błaszczyk Akogo?) oraz Ciuchci Skarbów (będziemy zbierać zabawki dla chorych dzieci z Centrum Zdrowia Dziecka). Koło Fortuny cieszyło się wielkim zainteresowaniem naszych uczestników. Każdy los, mimo że kosztował tylko złotówkę - wygrywał! Uzbieraliśmy ponad dwieście złotych, co oznacza, że tyle małych uśmiechów serca zostało podarowanych dzieciom przebywającym w Budziku.




MGA: Kto Ci pomaga w organizowaniu tak ogromnego przedsięwzięcia?

KFJ: Miałam olbrzymie szczęście, że spotkałam na swojej drodze panią Agnieszkę Wysocką z Ośrodka Pomocy Społecznej Wawer i Julię Dmeńską ze Stowarzyszenia Mierz Wysoko. Obie panie Bardzo zaangażowały się w Wawerskie Toystory zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej edycji. Nieocenione wsparcie otrzymałam też od wolontariuszy: męża, córki i jej koleżanek.

MGA: Jaki przebieg miało pierwsze Wawerskie Toystory? Czy w tej edycji wprowadzisz jakieś innowacje?   



KFJ: Podczas czerwcowej edycji mieliśmy około dwudziestu pięciu wystawców. Najmłodszemu wystawcy zawieszony na szyi identyfikator sięgał do kostek! Cieszył mnie fakt, że przy stoiskach zgromadziły się całe rodziny. Rodzice z dumą i niedowierzaniem przysłuchiwali się, jak ich pociechy przez mikrofon reklamują wystawione do sprzedaży zabawki i zbędne w domu książeczki. Podczas imprezy dzieci nie mają kontaktu z prawdziwymi pieniędzmi, walutą obowiązującą na Toystory są "uśmiechy". Dodatkowym atutem imprezy jest fakt, że sprzedane zabawki otrzymują nowe życie: nabywcy spełniają swoje marzenia, rodzice cieszą się, że zrobili porządek w szafach i pozbyli rupieci zalegających szuflady. Toystory daje szansę na kupno zabawek po bardzo przystępnych cenach, co również wywołuje uśmiech na wielu twarzach. Podczas pierwszej edycji zorganizowaliśmy warsztaty tworzenia zabawek z recyclingu prowadzone przez Siemiankowo, odbył się też spektakl teatralny przygotowany rzez Teatr Pan Wigwam.  Podczas najbliższej edycji pchlemu targowi będą towarzyszyć konkursowe pokazy jasełek zorganizowane przez Urząd Dzielnicy.

MGA: Czy sprzedający i kupujący to tylko dzieci z SP 218? Ile stoisk przewidujesz uruchomić w tym roku?



KFJ: Na Wawerskie Toystory wstęp jest wolny. Zapraszamy dzieci i młodzież z Wawra oraz innych dzielnic! Uwaga, Sala Gimnastyczna Szkoły Podstawowej 218 przy Kajki 80/82 może pomieścić do pięćdziesięciu stoisk, dlatego obowiązują zapisy, które przyjmujemy na adres:
Gdyby zgłoszeń było więcej, dysponujemy jeszcze miejscem na korytarzach szkolnych. Kupujący nie muszą się rejestrować. Regulamin imprezy znajduje się na Facebooku:

MGA: Jakie inne atrakcje czekają gości tego wydarzenia?

KFJ: Oprócz nauki małego biznesu, Koła Fortuny, jasełek i Ciuchci Skarbów będziemy mieli gościa specjalnego, o czym poinformują nasze ogłoszenia. 

MGA: Myślę, że Wawerskie Toystory to wspaniała impreza rodzinna. Cieszę się bardzo, że znalazłaś w sobie tyle siły i chęci, aby to wydarzenie zaanimować! 

KFJ: A ja nie mogę się już doczekać!

Zapraszamy wszystkie dzieci, które chciałyby sprzedać własne zabawki i książki oraz kupić tanio zabawki, o których marzą. Czekamy na tych, którzy chcą tylko wziąć udział w innych atrakcjach! Mamy nadzieję, że odwiedzą nas również rodzice, babcie i dziadkowie! Wawerskie Toystory odbędzie się w Szkole Podstawowej Nr 218 w Aninie, w niedzielę, 13 grudnia, w godzinach 14:00 - 17:00!

wtorek, 1 grudnia 2015

Teresa Szymczak - Bardzo osobiste czytanie Gutowskiej cz. 1

DZIEWCZYNA Z MARSA?   

Objawiła  się w Mińsku Mazowieckim,  w rodzinie nauczycielki i technika elektryka. Skończyła studia tam, gdzie je zaczęła, czyli w Warszawie, w PWST. Wraz z mężem, i dziećmi mieszkała na bliskim nam Grochowie, by po latach osiąść, mamy nadzieję,  na dobre, w Aninie. Ale ciągle jest… Dziewczyną z Marsa. Przynajmniej dla mnie. Zdziwioną tubylcami, czyli ludźmi, odstającymi w obyczajach od jej wyobrażeń o tym, jakim się być powinno, nieprzystającą do zaśmieconego Anina. Zdziwioną biernością, niedbalstwem, małą gotowością tubylców do wspólnego działania.
Dziewczyna z Marsa,  więc  nie wie, że do ludzi trzeba mieć cierpliwość…

WIEŚĆ O ZAMIESZKANIU…
…pary szeroko znanej poza granicami naszej „wioski” – Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i Wojciecha Adamczyka przyniosła mi Maria Chodorek. Złożyła im właśnie – jako nowym mieszkańcom – kurtuazyjną wizytę  w odrestaurowanym domu, który znała w dawnym wydaniu. Podzieliła się wrażeniami. Byłam nieco zdziwiona niezwykłym entuzjazmem Marysi w opisie pani Gutowskiej; Marysi, zazwyczaj powściągliwej w zachwytach. Więc byłam zaintrygowana tym kimś, kto taki entuzjazm wzbudził.
 Przy najbliższej okazji pognałam do wypożyczani na Trawiastą, prosząc  o wszystkie książki,  które napisała M.G.A. Było to dawno temu, pamiętam z owej lektury niewiele. Tyle, że były to książki  z działu dla młodzieży i były… zaczytane. A więc przybyła do Anina   pisarka poczytna i lubiana.

BLISKIE SPOTKANIE PIERWSZEGO STOPNIA
Był rok 2008. W Klubie Kultury przy V Poprzecznej, na jednym z kolejnych naszych piątków klubowych spotkały się członkinie Oddziału Anin Towarzystwa Przyjaciół Warszawy. Prowadziłam owo zebranie, bo dotyczyło poezji i inaugurowało cykl zaplanowanych spotkań pod nazwą OTWARTY TOMIK Z POEZJĄ. Przy długim stole w intymnym kręgu zasiadło kilkanaście  pań. Każda z nas miała przeczytać najbardziej lubiany przez siebie wiersz i powiedzieć o nim kilka słów.
 Spotkanie przebiegało zgodnie z założeniami Przeważnie siwe głowy uczestniczek pochylały się nad wygrzebanymi z lamusa domowych biblioteczek tomikami; nagle okazało się, że wszyscy mamy jakieś ulubione, choć zapomniane wiersze.  Czytano raz lepiej, raz gorzej, ale o dziwo, z dużym zaangażowaniem, o czym świadczyły szczere wyznania w komentarzach. Zaskoczeń nie było, aż do momentu, gdy głos zabrała osoba zupełnie mi nieznana.  Miast czytać, jak zaplanowano, zadała pytanie: 
- Ile koncertów opisał  Adam Mickiewicz w Panu Tadeuszu?
Konsternacja. Każda  z nas czytała tę biblię polskiej literatury. Koncerty? No…Jankiela, no…Wojski grał i echo mu odpowiadało… Nic więcej żadna z nas z pamięci nie wygrzebała.
Siedziałam zdumiona. Kto to? I kto tak dobrze zna polską literaturę, że Pana Tadeusza  na wyrywki pamięta? Co za UFO przyniosło tu do nas tę dziewczynę?
- Więc wam przeczytam ten fragment – oświadczyło Zjawisko i odczytało – opis rechotu żab, które Mickiewicz unieśmiertelnił…
Byłam lekko oniemiała. Oto znalazł się wśród nas ktoś, kto lepiej zna polską literaturę, niż ja, polonistka, co prawda dawno wycofana z obiegu.
- Marysiu, kto to? – szeptem spytałam naszą panią prezes. - Małgosia Gutowska, została naszym członkiem – odpowiedziała z  niejaką dumą. 
To było moje pierwsze osobiste zetknięcie z Dziewczyną z Marsa.

Teresa Szymczak

sobota, 28 listopada 2015

Zapraszam na spotkanie autorskie!


Po "13 Poprzecznej" to druga moja powieść z Aninem w tle. Serdecznie zapraszam wszystkich mieszkańców Anina oraz Wawra!


"Kalendarze" 
rozdział 1

"Lato mieliśmy tego roku piękne, suche i słoneczne. Pod koniec sierpnia trochę popadało, ale deszcz stawał się już bardzo potrzebny, bo trawy zaczynały żółknąć, a drzewa gubiły liście. Teraz znów jest ciepło. Mimo że nocami i rano ciągnie chłodem, za dnia słońce świeci nieprzerwanie. Wychodzę z psami na dłuższy niż zazwyczaj spacer, gdzieś aż do lasu, górka Delmaka,  mimo pogody i tak pewnie będzie pusta. Odpinam smycze i daję im pobiegać. Zadzieram głowę. Patrzę na sosny i dęby z pocztówkowym niebem w tle. Żadnej chmury. Od czasu do czasu tylko biała wstążka znacząca drogę przelatującego gdzieś wysoko samolotu. Myślę o ludziach, którzy spoglądają w dół i widzą szare nitki dróg, granatowe zbiorniki wodne, miasta niczym kolorowe plamki zatopione w zieleni, lasy podobne do puchatych dywanów. Dziś nic nie przesłania im widoku. Od kiedy sama często tak podróżuję, nie zazdroszczę nikomu przygody. Jestem tylko ciekawa, czy podobnie jak ja robią sobie sprawdzian z geografii? Czytają? A może drzemią?
Wracamy.
Zieleń jest jeszcze dość świeża, gdzieniegdzie tylko między liśćmi pojawia się złota plamka zwiastująca jesień. Winobluszcz na ścianie kościoła u dołu ciemnozielony, ku górze już całkiem w kolorze burgunda. Ptaki też śpiewają jesiennie. Co roku pojawiają się te same, wrześniowe, tony.
Siadam do pracy.
Kiedy podnoszę wzrok, widzę, że cienie się wydłużają. Teraz sięgają niemal ku rosnącym na parceli sąsiadów świerkom, które – oblane złotem zachodzącego słońca – z wolna szarzeją. Zapada zmierzch, choć dopiero minęła siódma. Mrok gęstnieje. Drzewa już całkiem czarne, za chwilę nieodwołalnie stopią się z granatowym niebem. Zapalona lampka przyciąga ćmy. Uderzają w szybę, chcąc sforsować zamknięte okno. Nadlatuje nietoperz i błyskawicznie chwyta jedną z nich, po czym, syty, nurkuje w ciemność.
W domu cisza. Psy drzemią, oczekując wieczornego spaceru. Laptop szemrze, wskazówka zegara ściennego niestrudzenie odmierza mijające sekundy. Kiedy opada na tarczy – głośniej, gdy wspina się ku górze, cichnie, jakby się zmęczyła. Około wpół do ósmej psy przychodzą sprawdzić, czy nie zapomniałam o najważniejszym. Trącają mnie nosami. Mogę je przez jakiś czas ignorować, ale w końcu trzeba będzie wyjść w tę ciemność.
Na ulicy jest widniej, niż sądziłam. Jaśniejsze smugi pocięły niebo za torami. Drzewa oświetlone przez latarnie znów się złocą. Szuram nogami w opadłych liściach. Jest w nich coś wzruszającego. Samotność? Śmierć? Niektóre, wyraźnie zniechęcone życiem, odrywają się od gałązek poznaczone plamami, zeschnięte jak staruszki. Inne, przeciwnie, w najpiękniejszym momencie, wciąż zielone, czasem wspaniale żółte lub bordowe. Chciałabym zebrać całe naręcze i podrzucić do góry, ale boję się, że ktoś to zobaczy i pomyśli, że zaśmiecam ulicę, że zwariowałam.
Nie powstrzymuję się jednak od zerkania w okna. Nigdy nie potrafiłam się oprzeć pokusie zajrzenia do cudzego domu. Jeśli tylko okno nie zostało zasłonięte, zatrzymuję na nim wzrok. Czasem widzę obraz na ścianie, niekiedy lampę, zazwyczaj oczom przechodnia dostępny jest tylko wąski wycinek mieszkania, ale to mi wystarczy. Rzadko widać ludzi,  nie jestem zresztą ich tak ciekawa jak wnętrz.
Psy biegną nieuważnie, nie lubią chyba nocnych spacerów. Przyspieszam kroku tam, gdzie latarnie nie świecą. Z ciemności nagle wyłania się rower. Nie ma świateł. Ktoś idzie, mówiąc sam do siebie. Gdy nas mija, nie ścisza głosu. Uliczne rozmowy przez telefon nikogo już nie krępują. Wracamy i widzimy auto parkujące na podjeździe. Psy, uwolnione ze smyczy, wbiegają do holu, radośnie oczekując kolacji.
Niespodziewanie powiedziałeś w połowie sierpnia:
– Wyprowadzam się.
„To już?” – pomyślałam.
Stałeś skrępowany. Coś tam dodałeś jeszcze, tytułem usprawiedliwienia. Jednak nikt cię nie słuchał. Ja i twój ojciec opuściliśmy głowy, wpatrując się w blat stołu. Straciliśmy ochotę na kolację. Może westchnęliśmy. Nie musiałeś niczego wyjaśniać. Widać nadszedł czas. Dla nas oznaczało to, że obaj nasi synowie wyprowadzą się mniej więcej jednocześnie.
Potem długo milczeliśmy. Przygnębieni, przywoływaliśmy głos rozsądku, tłumaczyliśmy sobie wzajemnie, przekonywaliśmy się, kiwaliśmy głowami. Coś się w naszym życiu kończyło. Nie rozumieliśmy tego jeszcze, nie analizowaliśmy. Staraliśmy się cieszyć, że jesteście gotowi, czujecie się dorośli, ale to był trudny weekend. Jeden z tych, które zmieniają wszystko.
A przecież na razie nic się  nie stało. Wciąż byliście tu z nami. Mimo że większą część dnia spędzaliście w pracy, liczyło się to, że wracacie. I nawet jeśli coraz częściej nocowaliście poza domem, nadal mieliśmy tę naszą maleńką czteroosobową wspólnotę. Nasze plany, zwyczaje, wspomnienia. Byliśmy razem przez dwadzieścia pięć szczęśliwych lat z ostatnią zmianą: przeprowadzką do tego domu. I choć każde z nas wpatrzone w ekran laptopa siedziało w swoim pokoju, to nadal byliśmy my, nasza czwórka. Tata, ja i wy dwaj.
Ten dzień, dzień pierwszej poważnej decyzji, był dla ciebie początkiem pięknej przygody. Zaledwie uchyliłeś do niej drzwi. Niedługo je otworzysz i wejdziesz w swoje dorosłe życie. My w naszych sercach usłyszeliśmy tylko głuchy stukot, jakbyś wyszedł na zawsze. Cóż mogliśmy powiedzieć? „Zostań jeszcze trochę”? „Będzie nam ciebie brakowało”? Szkoda, że natura nie obdarowała ludzi ptasim instynktem wyganiania potomstwa z gniazda. Wtedy pewnie byłoby nam łatwiej.
Wracam do tekstu, ale mi nie idzie. Raz po raz unoszę głowę i wpatruję się w swoje odbicie w całkiem czarnym oknie."



"Kalendarze" fragment. 

mga

piątek, 13 listopada 2015

Anińskie pożegnanie

Dziś zrobiłam prawdopodobnie ostatnie zdjęcie starego domu przy ulicy Bosmańskiej. Już niedługo zostanie rozebrany, a na jego miejscu powstanie nowy budynek. Stary Anin traci kolejnego świadka swej historii. 


mga


poniedziałek, 2 listopada 2015

Waldemar Kostrzębski - Listopadowa impresja


Wychodząc z supermarketu wpadłem niespodziewanie na Wawrzyńca, dawnego sąsiada i przyjaciela rodziny. 
- Dzień dobry... - rozpocząłem nieśmiało i chyba zbyt cicho, bo nawet nie zareagował. - Dzień dobry panie Wawrzyńcu! - tym razem powiedziałem nieco głośniej. 
Spojrzał na mnie z niepokojem, ale zaraz chyba rozpoznał, bo na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
- Wieki całe minęły, gdzie się podziewałeś chłopcze?! - wystrzelił jak z armaty. 
Takiego go zapamiętałem, szczerego, prostolinijnego i jowialnego. Zmienił się mocno, postarzał i jakby zmalał, ale głos pozostał ten sam, basowy i ciepły. Przywitaliśmy się serdecznie, po czym opowiedziałem mu o celu mojej wizyty w kraju. 
- Chciałbym odwiedzić cmentarz, dawno tam nie byłem, uporządkować groby bliskich, wypada przed świętem zmarłych - dodałem. Zaprosiłem go do samochodu ale odmówił, tłumacząc, że to tylko sześćset metrów do głównej bramy i dla niego to pestka. 
- Chodźmy na piechotę - zaproponował. 
Przejście wzdłuż odnowionego muru zajęło nam kilkanaście minut, które upłynęły na przyjacielskiej rozmowie. Podziwiałem jego kondycję, a on moje nowe buty i płaszcz. Główna brama i furtka były także nowe. Po prawej stronie zauważyłem kaplicę, której kiedyś tu także nie było. Rozglądałem się dookoła, próbując porównać obrazy sprzed lat, kiedy byłem tu po raz ostatni, do tego co widzę teraz. 
Obaj milczeliśmy, stawiając równo odmierzone kroki. Liście tworzyły kolorowy dywan, a główna aleja wydawała się nie mieć końca. Gdy byłem dzieckiem, kończyła się mniej więcej na środku obecnego cmentarza przy trzech białych brzozach. Ale żadnych brzóz nie zauważyłem i nie wiedziałem gdzie mam skręcić. Wawrzyniec wiedział doskonale. Za moment staliśmy przy grobie moich dziadków. Grób zapadł się lekko i mocno poszarzał. Dawniej nie budowano z marmurów tylko z lastryko. Milcząc patrzyłem na wyryte litery i cyfry. 
- Koniec jest racją ludzkiej egzystencji, jej sensem i celem - milczący dotąd Wawrzyniec odezwał się nagle i spojrzał mi prosto w twarz. 
- Ma pan rację - odpowiedziałem cicho. 
- Takie rozważania nachodzą mnie zawsze przy okazji wizyty na cmentarzu - kontynuował. - Nie da się ukryć, że jestem już bardzo stary. Moje pokolenie odchodzi już w cień, ale twoje ma jeszcze sporo do zrobienia. Trzeba dalej naprawiać ten świat, póki nie jest za późno - dodał filozoficznie. - Przed naszymi furtkami rozgrywają się dramaty, wojny domowe, migracja na wielką skalę,  niespotykanych rozmiarów wędrówka ludów, a my uskarżamy się na bóle głowy. Człowiek ma wielką zdolność do odpychania od siebie problemów, które go bezpośrednio nie dotyczą. Ale to tylko pozory, problemy świata to także nasze problemy. 
Podczas gdy Wawrzyniec dawał upust swoim filozoficznym rozmyślaniom, ja szorowałem płytę i krzyż nagrobny, sapiąc przy tym jak parowóz. 
- Robisz to tak intensywnie, że mam wrażenie, iż szorujesz nie tylko nagrobek ale także swoje sumienie chłopcze! - zawsze mówił do mnie chłopcze, ciepło, serdecznie i swojsko. Nie odpowiedziałem, bo chyba miał rację. Czepiałem się słonecznych refleksów i układu kwiatów w wazonie. Gdy stwierdziłem, że grób jest w pełni przygotowany na święto zmarłych, usiadłem na ławeczce i zamyśliłem się. 
- Jak tam jest, panie Wawrzyńcu? - zapytałem wprost. - Czy jest coś jeszcze? 
- Nie wiem tego na pewno - odpowiedział szybko, jakby oczekując tego pytania ode mnie. - Wychowano nas w wierze, że istnieje życie po życiu i większość ludzi czepia się tej myśli jak ostatniej deski ratunku, ale tego nikt tak naprawdę nie wie i nikt nigdy się nie dowie. Popatrz chłopcze, twoi dziadkowie, twoje babcie, twoi rodzice nie umarli, oni nadal żyją, póki ty będziesz tu przychodził i ich wspominał. Pamięć ludzka jest wybiórcza i nietrwała, ale póki pamiętamy o naszych bliskich, oni żyją w nas nadal, tak długo jak długo my sami żyjemy. To jest właśnie to drugie życie i tylko to jest pewne. 
Pomilczeliśmy jeszcze chwilę, po czym pożegnaliśmy się nie mniej serdecznie niż powitaliśmy. Wawrzyniec odszedł, bo miał jeszcze spotkanie w Klubie Seniora, ja pozostałem na ławeczce dobry kwadrans, po czym zapaliłem cztery czerwone znicze i odszedłem pełen pokory, ale także pewności, że kolor czerwony to kolor życia. 
Jesienny cmentarz wzruszył mnie i napełnił melancholią. Pana Wawrzyńca nie spotkałem już nigdy. 

Waldemar Kostrzębski

poniedziałek, 11 maja 2015

Aldona Kraus - Aniński Piknik Odpustowy


3 maja, w dniu Matki Bożej Królowej Polski – patronki anińskiej parafii, w dniu Święta Narodowego Polski – rocznicy proklamowania Ustawy Rządowej - Konstytucji na terenie przylegającym do parafii odbył się Aniński Piknik Odpustowy. 
Pomysłodawczynią i mózgiem przedsięwzięcia była pani Reneta Żukowska, a współtwórcami – Ksiądz Proboszcz Marek Doszko i Komitet Budowy Organów w Aninie.



Ksiądz Proboszcz naszej parafii Marek Doszko

Pragnieniem organizatorów było spotkać się w atmosferze rodzinnego ciepła i zebrać tak konieczne środki na budowę organów, czym żyjemy od września ubiegłego roku, a tak naprawdę w marzeniach od lat.

Spotkań przedpiknikowych naszej grupy było wiele – koniecznych, pełnych nadziei, ze ludzie dopiszą, przyjdą na piknik mimo długiego weekendu obfitującego w tyle innych atrakcji, że pogoda będzie nam sprzyjać. Oczywiście było i wiele strapienia i wątpliwości, coraz to nowych pomysłów i pracy, ale czuliśmy się wspaniale, bo byliśmy razem w każdy wieczór czwartkowy i mieliśmy wspólny, łączący nas cel!



Autorka tekstu z księdzem Mariuszem Wedzikiem oraz synem Sergiuszem

Postanowiliśmy też ufać, zawierzyć, że się uda, głównej patronce tego dnia. To pomagało i dopingowało nas do działania.
W dzień Anińskiego Pikniku Odpustowego niebo obdarzyło nas pogodą. Przed godziną dziesiątą wszystko było gotowe. Parafianie i goście dopisali. Do poloneza o godzinie 11:00 stanęło ponad sto par! I tak oto piknik pobłogosławiony przez Księdza Proboszcza znakiem krzyża trwał prawie do godziny 17:00!

Konferansjer dwoił się i troił – był znakomity! Goście mieli do dyspozycji wiele atrakcji: muzykę, taniec, przedstawienie patriotyczne, mówiące o Konstytucji 3 Maja, zagrał Zespół Fletowy ze szkoły podstawowej nr 218, był Areopag z wykładami profesorów, i gra rodzinna, i malarstwo, i rysunki dziecięce, i wędka szczęścia dla maluchów, i konkurs z nagrodami, i smakołyki – wypieki parafian, i grillowanie, i kawa, i herbata, i napoje.




Były konsultacje medyczne, ale nikt nie chorował! Była ścianka wspinaczkowa i pionierka zorganizowana przez naszych harcerzy i ZHP i ZHR, była trampolina i paralotnia, nauka gry w golfa i kucyki, kotyliony sióstr prezentek i cudeńka Chaty z pomysłami – zdobiły na si radowały.

Były motocykle – maszyny cud i przejażdżki nimi dzieciarni – i to z Księdzem Proboszczem!




Śpiewał zaproszony artysta i grali do śpiewu i tańca nasi parafianie. Radowały nas wszystkich melodie i piosenki oraz pieśni narodowe. Była Koronka do Miłosierdzia Bożego i zdjęcia upamiętniające to, co się działo.

Były też niezapowiedziane niespodzianki. Piszące te słowa spotkała przyjaciółkę – rodowitą aniniankę, dziś mieszkankę Florydy, u której kiedyś gościła.


Było też zmęczenie, ale radosne i cały czas dopisywała pogoda. Ta w sercach i ta na niebie.




Nagłośnienie imprezy sprawowało się na szóstkę. Piknik i zbiórka udały się w stu procentach! Cel anińskiego pikniku – być razem i zebrać fundusze na budowę organów został osiągnięty!

Było rodzinnie, radośnie, razem, pomysłowo, smacznie, pracowicie z nadzieją – bo budujemy w Aninie organy i zbudujemy je!
Dziękujemy wszystkim za udział!

Aldona Kraus w imieniu swoim i Organizatorów

piątek, 8 maja 2015

Aninianie z sukcesem - Żaneta Poirieux

Piękna kobieta z wieloma sukcesami, to nasza pierwsza rozmówczyni w cyklu Aninianie z sukcesem. Chcemy pokazywać tych, z których Anin może i powinien być dumny! Panie, Panowie - oto Żaneta Poirieux!

Na początek garść informacji, które pani Żaneta uznała za ważne:

Z wykształcenia i zamiłowania:

- pianistka,

- mentorka rozwoju talentów w biznesie oraz Master Executive Coach (wypracowała pięć tysięcy ścieżek karier, tworzy i prowadzi programy rozwojowe dla tom Managerów międzynarodowych zespołów dyrekcyjnych);

- od 15 lat zarządza własną firmą doradczo-szkoleniową BCDevelopment;

- autorka dedykowanych cykli szkoleniowych dla zarządów francuskich korporacji z zakresu komunikacji międzykulturowej, rozwoju osobistego, zdolności przywódczych;

- jako hipoterapeuta i psycholog biznesu organizuje i prowadzi szkoenia z udziałem koni metodą Horse Concept France;

- Członkini Rady Etyki Achan;

- Ambasadorka przedsiębiorczości kobiet - Polskiej Sieci Współpracy Ambasadorów Przedsiębiorczości kobiet pod patronatem Małżonki Prezydenta RP Anny komorowskiej;

- business Woman Roku 2012 BusinessWoman&Life;

-Założycielka i Prezes Fundacji "Stań na nogi" - wspierającej rozój kreatywności dzieci poprzez zajęcia edukacyjno-kulturalne;

- włascicielka Siedliska Inspiracji na Mazurach oraz zabytkowego dworu Dudzianka koło Warszawy, w którym gościć będzie ludzi ze świata biznesu, kultury i sztuki oraz wszystkich tych, których łączy idea wspólnej pomocy, potrzeba dzielenia się swoją wiedzą i pasją.
Z odwagą i konsekwencją wierna swojej misji, prowadzi innych do odkrycia, że realizowanie własnej drogi z ufnością i godnością oraz jakość bycia mają decydować o wartości życia człowieka;

- Polka-Francuzka, matka trójki dzieci;





MGA: Mimo obco brzmiącego nazwiska, jest Pani Polką?

ŻP: Tak Polką w sercu , ale przez ciągły kontakt z Francją ( małżeństwo, 14 letni pobyt w Paryżu , ukończoną szkołę i studia oraz ustawiczne szkolenia zawodowe, pracę z Francuzami) czuję się dobrze i w Polsce i we Francji. W Polsce mam misję do spełnienia. J

MGA: W jakich okolicznościach zamieszkała Pani w Aninie?

ŻP: Mój mąż w 1997 roku został mianowany Dyrektorem Sodexo Polska i przekonał mnie do powrotu do Warszawy

MGA: Co się Pani w Aninie najbardziej podoba, a co najbardziej nie podoba? Może ma Pani pomysł, co można by tu zmienić na lepsze?

ŻP: W Aninie spodobał mi się spokój i bliski kontakt z Parkiem Krajobrazowym oraz dużą ilością zieleni. Mieszkam tu nadal w domu z dużym ogrodem i tego nie zamienię na mniej... :-)
Niestety spokoju takiego jak kiedyś już nie ma, ale to dobrze z uwagi na to że Anin stał się częścią Warszawy choć istnieje tu jeszcze jakieś przekonanie że jesteśmy „prowincją/przedmieściem Warszawy”
W odróżnieniu do stosunków sąsiedzkich panujących na przedmieściach Paryża w Aninie obserwuję pewien indywidualizm i zamknięcie na sąsiadów. Bardziej kojarzy mi się Anin ze „skupiskiem domów niż wspólnotą” – a szkoda. Sami idziemy pewniej ale w grupie dochodzimy dalej – widzę to na co dzień pracując dla zespołów dużych korporacji międzynarodowych.

MGA: Czy w związku z nabyciem dworku w okolicach Kołbieli zamierza się Pani wyprowadzić z naszego osiedla?

ŻP: Tego jeszcze nie wiem… Życie pisze scenariusze

MGA: Prowadzi Pani szeroko zakrojoną działalność społeczną, co uważa Pani za swój największy sukces?

ŻP: Jeśli chodzi o Fundację „Stań na nogi” – sukcesem są uśmiechy i radość dzieci, które uczestniczyły i uczestniczą w zajęciach. Dzieci i pobudzanie ich kreatywności to szansa dla „mądrej przyszłości”, którą będą tworzyć.
Sukcesem dla mnie jest realizowanie się w tym co robię na planie zawodowym, rodzinnym, osobistym, społecznym w zgodzie ze sobą i z moimi wartościami. Sukcesem jest również wspieranie innych do rozwoju, inspirowanie ich do działania, pokonywania trudności i nabywania wiary we własne możliwości. Szczególnie bliskie są mi grupy/kluby kobiece, pobudzanie przedsiębiorczości kobiet ponieważ wierzę.

MGA: Bardzo dziękuję za rozmowę!



czwartek, 7 maja 2015

Nowy numer MNA

Pojawił się nowy numer naszego anińskiego niecodziennika MNA. Ma bardzo odświeżoną, młodzieżową okładkę, jako że do współpracy dołączyli uczniowie ZS 114. Cieszymy się z tego nabytku i zachęcamy wszystkich do lektury! 


Wydanie papierowe znajdziecie w WCK Filia Anin przy V Poprzecznej 13, w Bibliotece przy Trawiastej 10, w sklepie u Pani Joli. 

Wydanie elektorniczne możecie przejrzeć tutaj

Miłej lektury!
mga 

poniedziałek, 4 maja 2015

Kto z seniorów chętny na warszataty filmowe?

Rozpoczynamy zbieranie zgłoszeń Seniorek i Seniorów do udziału w kolejnej edycji filmowego cyklu "Późne debiuty"!


W programie warsztatów:
 poznanie sprzętu filmowego oraz technik filmowania;
 podstawy pracy na planie;
 praca nad scenariuszami;
 realizacja etiud filmowych w międzypokoleniowych grupach i ich kinowa premiera na koniec!

Udział bezpłatny.

Czekamy na zgłoszenia:
osobiście: Wawerskie Centrum Kultury, ul. Żegańska 1 mailowo: adagaska@pracowniacotopaxi.pl telefonicznie: 792 799 550


piątek, 1 maja 2015

Pieją kury w Aninie

Mamy to szczęście, że wśród drzew rosnących w naszych ogrodach uwija się mnóstwo ptaków. Słychać je zwłaszcza rano i przede wszystkim w porze lęgowej, czyli wiosną. Warto wyjść na poranny spacer w sobotę albo niedzielę, żeby usłyszeć cudowny świergot ptaków uwijających się przy budowie gniazd, samczyków zalecających się do samiczek.  



Od niedawna chodzę specjalnie na VIII Poprzeczną, aby usłyszeć i zobaczyć kury. Czasem noszę im garstkę kaszy, aby usłyszeć pełne zadowolenia gdakanie.  To relikt w miejskim ogrodzie, przypomina mi jednak cudowne wiejskie wakacje u babci.

Wybierzcie się koniecznie na VIII Poprzeczną między Stradomską a Rzeźbiarską i pokażcie kury małym dzieciom, które zapewne sądzą, że jajka biorą się ze sklepu. Może aniński kogut zapieje specjalnie dla nich? 


mga

wtorek, 28 kwietnia 2015

Edmund Stefaniak - Niemieccy okupanci w Aninie


Gmina Wawer z uwagi na swoje położenie geograficzne i bliskie położenie Warszawy,  stanowiła strategiczne zainteresowanie naszych okupantów, udokumentowane w różnych materiałach historycznych. Właśnie w  Wawrze jest skrzyżowanie szlaku kolejowego Warszawa - Lublin i drogowego, Warszawa - Terespol.

W okresie okupacji niemieckiej, Niemcy docenili znaczenie logistyczne Wawra i starali się zabezpieczyć ten teren, dla potrzeb dobrego funkcjonowania kolei i szlaków drogowych. W tym celu utworzyli dzielnicę niemiecką, zajmując szereg budynków (murowanych) dla swoich potrzeb.

Z uwagi na bliskość dworca kolejowego "upodobali sobie" ul. II Poprzeczną, gdzie pod nr 3, mieściła się Komenda Placu, miejsce "sądzenia" naszych mieszkańców, przed ich zbrodniczą egzekucją, w dniu 27 grudnia 1939 roku. To w rejonie tej ulicy zakwaterowani byli żołnierze obsługujący stację towarowo-osobową. Na ul. II Poprzecznej 12, Niemcy mieli tu swoje kasyno oficerskie.


  Widok kasyna

Na ul. Ukośnej 3, róg Wydawniczej w willi należącej do Niemki, okupanci mieli przez cały okres okupacji siedzibę swojej żandarmerii, z którą uciekła właścicielka willi, w sierpniu 1944 roku.
Na zdjęciach poniżej widok tego budynku, od frontu oraz od podwórza. Na tarasie, widoczny Niemiec, który z tego miejsca sfotografował nie zabudowany wówczas plac z zaparkowanymi samochodami - sanitarkami.


Zdjęcie od frontu - ul. Ukośnej 3 (na drzewie tabliczka)


Zdjęcie budynku od podwórza


Kolejne zdjęcia wykonane z tarasu widocznego budynku na przyległy teren.  W perspektywie widoczny budynek, przy ul. IV Poprzecznej, będący własnością pana Strójwąsa, producenta zup w proszku. W podwórzu tego budynku  (w oficynie) mieszkała w okresie okupacji matka poety Kamila Baczyńskiego.


 Zdjęcie wyk. z tarasu - 1941 rok



W perspektywie, widoczny budynek p. Strójwąsa (skrzyżowanie ul. IV Poprzecznej - Marysińskiej).




Zdjęcie wykonane na poziomie parteru. Po lewej, niewidocznej stronie był i jest plac z tzw. Ogródkiem Jordanowskim. Obecnie również plac zabaw dla dzieci.


Żołnierze niemieccy, na dworcu w Wawrze, stacjonujący w Aninie w 1941 roku - lubili się fotografować.

Wszystkie zdjęcia czarno-białe, pochodzą ze strony fotopolska.pl zamieszczone przez internautę z prośbą o ich identyfikację, datowane na 1941 rok.

Na podstawie zapamiętanego w oryginale wyglądu tego budynku, udało mi się zidentyfikować jego położenie. W okresie powojennym - o ile dobrze pamiętam - mieszkał tam dr Helman.

Istniejący obecnie dziecięcy plac zabaw, to przedłużenie przedwojennej idei społecznej, tworzenia dla dzieci miejsc zabaw - nazywanych Ogródkami Jordanowskimi.



Były mieszkaniec i sympatyk byłej i obecnej gminy Wawer - Edmund Stefaniak
Warszawa, dnia 27 kwietnia 2015 roku