wtorek, 16 lipca 2013

Dwie rozmowy z dzisiejszego ranka



Idę z psami ulicą Rzeźbiarską. Mijam właśnie kościół. Tuż obok transformatora mocno wczorajszy mężczyzna, kucnąwszy, grzebie w zniszczonym plecaku. W końcu wyjmuje litrową butelkę z czerwoną nakrętką (mam już dwie takie same puste w mojej reklamówce) z wyraźnym zamiarem skonsumowania zawartości na miejscu.

- Dzień dobry! - wołam z drugiej strony ulicy i podchodzę do niego.

- E?! - odwraca się zdziwiony.

- Bardzo przepraszam, ale czy byłby pan tak łaskaw i po wypicu wyrzucił tę butelkę do kosza?

Menel zakręca pośpiesznie butelkę. Zamyka wpół rozchylone usta, próbuje wyostrzyć wzrok. Na piewszy rzut oka wielokrotna recydywa. Czoło zdobią świeże strupy, odzież domaga się natychmiastowego uprania.

- ?

- Bo wie pan, idę i zbieram te butelki, z ulic a przecież tu niedaleko, koło basenu, jest kosz.

- Nie, ja nie wyrzucam... - słyszę charczącą odpowiedź.
 
-  Pan może nie, ale pana koledzy. A tu są przecież kosze, można zrobić mały wysiłek i podejść.
 
- Ja to wrzuce do kosza na przystanku...
 
- Dziękuję bardzo! Miłego dnia - powiedziałam z rozpędu, może niezbyt mądrze, ale w końcu nie mnie oceniać, co dla kogo jest miłe.  

Sto metrów dalej, gdy wyrzucałam przy basenie reklamówkę pełną wszelkiego pomenelowego dobra zebranego przy VII Poprzecznej i Rzeźbiarskiej, usłyszałam za plecami pełen przygany tubalny baryton:

- A ładnie to tak?!

Pan nadzorca basenu. Widziałam kiedyś, jak tu sprzątał.

- No właśnie, jak to łatwo się pomylić w ocenie ludzi, proszę pana... Towarzystwo Przyjaciół Warszawy, Oddział Anin się kłania.  A te śmieci są zebrane na ulicy, z tego powodu, pan wybaczy, ale nie podam mu ręki.

Podchodzę do kosza i wyjmuję z wrzuconej przed chwilą siatki pękatą butelkę z czerwoną naklejką. Na pierwszy rzut oka widać, że płyn, który zawierała nie nadawał się do konsumpcji. 

- Czy pan sądzi, że pijam takie wina?


mga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz