Jak to się stało, że plastycy zaczęli hodować owczarki niemieckie?
W naszych domach zawsze były psy, więc na pierwsze wspólne
spacery zabieraliśmy Kagana i Selima.
Psy zjednują sobie ludzi bez względu na ich profesje, często przez
przypadek nazywany również przeznaczeniem. Znajomi wyrażali niekiedy zdziwienie naszym
wyborem; „artyści plastycy, a hodują mało ekstrawaganckie owczarki niemieckie”.
Tymczasem jest to rasa piękna, o skomplikowanej psychice, wymagająca stałego
zaangażowania opartego na silnej więzi emocjonalnej. Cała piątka, plus maleńki
toyek rosyjski sprawia, że mamy „swój intymny mały świat”, do którego zawsze
chętnie wracamy.
Na międzynarodowych wystawach wasze psy zdobywają medale , które cenicie
najbardziej?
U psów, bardziej niż u ludzi, liczy się równowaga między
ciałem i psychiką. Puchary i medale zdobywa się przede wszystkim za eksterier
(budowę anatomiczną) oraz ruch prezentowany w ringu. Nasza młodziutka suczka,
Suzana, zwyciężając w 12-tu krajowych i międzynarodowych wystawach zdobyła tytuł
młodzieżowego, a następnie dorosłego Championa Polski.
Jednak nie mniejszą
satysfakcję sprawiły nam jej sukcesy użytkowe. Suzana trenowana przez Joannę
wykazała się wspaniałym charakterem i uzyskała IPO 2 (tropienie, posłuszeństwo,
obrona), zaliczając po drodze różne certyfikaty polskie i niemieckie. Jesteśmy
z niej dumni.
Pozostałe psy korzystają już z
zasłużonej emerytury.
Psy stały się też natchnieniem dla Waszej twórczości. Kiedy zaczęliście
je rysować?
„Na psy zeszliśmy” ponad 10 lat temu, dzięki Elzie, Homerowi i Odysowi. To właśnie
nasze psy były pierwszymi modelami, one też wyzwoliły pozaartystyczne
zainteresowanie kynologią; innymi rasami, wystawami, hodowlą. W konsekwencji
powstawać zaczęła rysowana kolekcja psich ras. Staraliśmy się portretować osobniki
nie tylko urodziwe, ale również spełniające wymogi aktualnego wzorca.
Pies jest darem natury, ale i świadomej, kształtującej jego wygląd i
charakter, hodowli.
Jest więc żywym
dziełem sztuki, świadectwem naszej kultury godnym troski i upamiętnienia.
Te piękne portrety wydaliście w kilku albumach…
Konkretnie w trzech, z których ostatni , wydany staraniem Związku
Kynologicznego w Polsce z okazji Światowej
Wystawy Psów Rasowych (FCI) w Poznaniu, był dla
nas szczególnym wyróżnieniem. Oto nasze prace trafiły do rąk najsurowszych
recenzentów: sędziów i wystawców z całego świata.
Projektujecie też rozmaite psie gadżety.
Postanowiliśmy
skonsumować owoce fotograficznej pasji
Joanny - zbiór ponad dwustu ras w tysiącach ujęć. Wykorzystujemy
go na tabliczkach, naklejkach, plakatach, kalendarzach, w reklamie - wszędzie tam, gdzie można zaprezentować psią urodę. Często
przekazujemy nasze projekty organizacjom prozwierzęcym; głównie Straży dla Zwierząt, której jesteśmy Honorowymi Członkami. Próbki
gadżetów, rysunki i fotografie naszych psiaków można obejrzeć na stronie:
www.kostgallery.com
Ale przecież wasza droga twórcza to nie tylko portrety psów.
Opowiedzcie proszę o najbardziej inspirujących tematach i swoich ulubionych
pracach.
Oboje jesteśmy absolwentami warszawskiej Akademii Sztuk
Pięknych. Wykształcenie „skazywało nas” na uprawianie czystej sztuki, lecz
życie zmusiło do szukania dodatkowego zajęcia. Przypadek zrządził, że pod
koniec lat 70-tych, dostaliśmy pierwsze zlecenie z Wytwórni Filmów Fabularnych
i Dokumentalnych. Praca w tej branży,
początkowo traktowana dorywczo, z czasem stała się naszym głównym zajęciem.
Mieliśmy szczęście współpracować przy scenografii do najgłośniejszych filmów, również tych
oskarowych. Ostatnie lata, to praca głównie dla telewizji.
Jednak nie
sposób pominąć szczególnie twórczego okresu w naszym życiu; działalności konspiracyjnej w ponurych, a
jednocześnie inspirujących, latach
80-tych ubiegłego wieku.
W ramach struktur Komitetu Oporu Społecznego
współredagowaliśmy podziemne pismo KOS, projektowaliśmy okładki, plakaty,
ulotki... Za tę naszą „artystyczną”działalność
Lesław otrzymał od Ministra Kultury i Sztuki odznaczenie Zasłużonego Działacza Kultury, a w roku ubiegłym, na
uroczystości w Belwederze, Prezydent RP udekorował
nas Krzyżami Kawalerskimi Orderu
Odrodzenia Polski.
Joanna i Lesław Kost z Prezydentem RP, Bronisławem Komorowskim.
Położenie Anina i naszego „nie rzucającego się w oczy” domu
bardzo nam tamtą aktywność ułatwiało.
Oczywiście mamy również
osobne zainteresowania, bardzo dla nas ważne: Joanna, obok kynologii - fotografię i grafikę komputerową;
Lesław, jako kapitan jachtowy – żeglarstwo morskie. Ale to tematy na osobną rozmowę…
Pracowaliście również w filmie. Widzom wydaje się, że plan filmowy to
miejsce nieustannej improwizacji. Czy zdarzyły Wam się jakieś wpadki lub
zamówienia „na wczoraj”?
W scenografii, zarówno filmowej jak i telewizyjnej, którą
zajmujemy się od ponad trzydziestu lat, wszystko robione jest od zawsze „na
wczoraj”. Z biegiem lat presję czasu i
stres pokonaliśmy doświadczeniem, ale
nadal zachowaliśmy „odrobinę szaleństwa”- naszą naturalną osłonę przed
rutyną. A że nie wszystko daje się
przewidzieć… Zdarzyło się Lesławowi zostać „graficiarzem” przyłapanym pod
ścianą ze sprayem w ręku przez patrol policji. Ani tłumaczenie, że to do filmu,
ani wiek dojrzały nie uchroniły go przed
wylegitymowaniem… Innym razem z policją
mieliśmy do czynienia w związku z drukiem fałszywych dolarów, w sumie sześć metrów
sześciennych(!) do „Gangu Olsena”. W finale perypetii sympatycznego gangu
nieudaczników banknoty te wyrzucone z okien Hotelu Europejskiego, zamiast upaść
na bruk poszybowały w kierunku Ogrodu Saskiego. Potem długo jeszcze „chodziły”
na bazarach… Zdarzyło się, że w dekoracji do serialu umieściliśmy prywatny
numer telefonu, pierwszy, jaki przyszedł nam do głowy. Poznaliśmy wtedy siłę
telewizji i naiwną wiarę setek dzwoniących ludzi, wierzących, że z serialowym
biurem podróży na serio wyruszą w świat.
Skoro
jesteśmy przy telefonach; pamiętam, jak rozdzwoniły się z powodu wielkiego
pożaru Forum Romanum, monumentalnej dekoracji
do filmu „Quo vadis” zbudowanej w Piasecznie, gdy w tym samym czasie na
lotnisku w Modlinie przygotowywaliśmy wnętrza do innej sceny: „pałac cezara po pożarze”. Pożar to pożar –
jeszcze długo musieliśmy się tłumaczyć, że to różne obiekty, a z „piękną
katastrofą” nie mamy żadnego związku… Moglibyśmy opowiadać tak długo;
dziesiątki filmów i seriali, do tego
reklama i trochę teatru. Dzisiejsze scenografie tworzone są w coraz
większym zakresie komputerowo, więc i my musieliśmy pójść z duchem czasu.
Możliwość nieprzewidzianych sytuacji została znacznie ograniczona, ale… licho nie śpi.
Wszyscy kochamy Anin, jednak nie możemy być w tej miłości zaślepieni.
Co Waszym zdaniem jest w Aninie najpilniejszą kwestią?
Przybywają nowe obiekty, niekiedy ciekawie zaprojektowane i
starannie wykonane. Zmiany te mają jednak swoją cenę - Anin staje się
kosmopolityczny. Dotyczy to nie tylko przestrzeni architektonicznej i
dewastowanej przyrody, ale również ludzi. Genius Loci oraz historia tego
miejsca, wymagają ochrony i
przypomnienia. To ważny czynnik integrujący.
Bardzo dziękuję za tę wyjątkową rozmowę!
mga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz