niedziela, 8 września 2013

Jak zeszliśmy na psy, czyli wizyta u Joanny i Lesława Kost

Niewidoczny z ulicy, ukryty w drugiej linii zabudowy niewielki dom przy Homera, a w nim dwoje artystów plastyków i aż pięć psów! 

 

Jak to się stało, że plastycy zaczęli hodować owczarki niemieckie?
 
W naszych domach zawsze były psy, więc na pierwsze wspólne spacery zabieraliśmy Kagana i Selima.  Psy zjednują sobie ludzi bez względu na ich profesje, często przez przypadek nazywany również przeznaczeniem.  Znajomi wyrażali niekiedy zdziwienie naszym wyborem; „artyści plastycy, a hodują mało ekstrawaganckie owczarki niemieckie”. Tymczasem jest to rasa piękna, o skomplikowanej psychice, wymagająca stałego zaangażowania opartego na silnej więzi emocjonalnej.                                                           Cała piątka, plus maleńki toyek rosyjski sprawia, że mamy „swój intymny mały świat”, do którego zawsze chętnie wracamy.
 
Na międzynarodowych wystawach wasze psy zdobywają medale , które cenicie najbardziej?
U psów, bardziej niż u ludzi, liczy się równowaga między ciałem i psychiką. Puchary i medale zdobywa się przede wszystkim za eksterier  (budowę anatomiczną) oraz ruch prezentowany w ringu. Nasza młodziutka suczka, Suzana, zwyciężając w 12-tu krajowych i międzynarodowych wystawach zdobyła tytuł młodzieżowego, a następnie dorosłego Championa Polski.


Jednak nie mniejszą satysfakcję sprawiły nam jej sukcesy użytkowe. Suzana trenowana przez Joannę wykazała się wspaniałym charakterem i uzyskała IPO 2 (tropienie, posłuszeństwo, obrona), zaliczając po drodze różne certyfikaty polskie i niemieckie. Jesteśmy z niej dumni.                         
Pozostałe psy korzystają  już  z zasłużonej emerytury.
 
Psy stały się też natchnieniem dla Waszej twórczości. Kiedy zaczęliście je rysować?
 
„Na psy zeszliśmy” ponad 10 lat temu,  dzięki Elzie, Homerowi i Odysowi. To właśnie nasze psy były pierwszymi modelami, one też wyzwoliły pozaartystyczne zainteresowanie kynologią; innymi rasami, wystawami, hodowlą. W konsekwencji powstawać zaczęła rysowana kolekcja psich ras. Staraliśmy się portretować  osobniki  nie tylko urodziwe, ale również  spełniające wymogi aktualnego wzorca.   
Pies jest darem natury,  ale i świadomej, kształtującej jego wygląd i charakter, hodowli. 
Jest więc żywym dziełem sztuki, świadectwem naszej kultury godnym troski i upamiętnienia.

 

Te piękne portrety wydaliście w kilku albumach…

Konkretnie w trzech, z których ostatni , wydany staraniem Związku Kynologicznego w Polsce  z okazji Światowej Wystawy Psów Rasowych (FCI) w Poznaniu,  był  dla nas szczególnym wyróżnieniem. Oto nasze prace trafiły do rąk najsurowszych recenzentów: sędziów i wystawców z całego świata.


Projektujecie też rozmaite psie gadżety.

Postanowiliśmy  skonsumować  owoce fotograficznej  pasji  Joanny - zbiór ponad dwustu ras w tysiącach ujęć. Wykorzystujemy go na tabliczkach, naklejkach, plakatach, kalendarzach,  w reklamie - wszędzie tam, gdzie można zaprezentować psią urodę. Często przekazujemy nasze projekty organizacjom prozwierzęcym; głównie Straży dla Zwierząt, której  jesteśmy Honorowymi Członkami. Próbki gadżetów, rysunki  i  fotografie naszych psiaków można obejrzeć na stronie: www.kostgallery.com
 



Ale przecież wasza droga twórcza to nie tylko portrety psów. Opowiedzcie proszę o najbardziej inspirujących tematach i swoich ulubionych pracach.

Oboje jesteśmy absolwentami warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wykształcenie „skazywało nas” na uprawianie czystej sztuki, lecz życie zmusiło do szukania dodatkowego zajęcia. Przypadek zrządził, że pod koniec lat 70-tych, dostaliśmy pierwsze zlecenie z Wytwórni Filmów Fabularnych i Dokumentalnych.  Praca w tej branży, początkowo traktowana dorywczo, z czasem stała się naszym głównym zajęciem. Mieliśmy szczęście współpracować przy scenografii  do najgłośniejszych filmów, również tych oskarowych. Ostatnie lata, to praca głównie dla telewizji.                                                                                                                  Jednak nie sposób pominąć szczególnie twórczego okresu w naszym życiu;  działalności konspiracyjnej w ponurych, a jednocześnie inspirujących,  latach 80-tych ubiegłego wieku. 
W ramach struktur Komitetu Oporu Społecznego współredagowaliśmy podziemne pismo KOS, projektowaliśmy okładki, plakaty, ulotki... Za tę naszą „artystyczną”działalność  Lesław otrzymał od Ministra Kultury i Sztuki odznaczenie Zasłużonego  Działacza Kultury, a w roku ubiegłym, na uroczystości w Belwederze,  Prezydent RP udekorował nas  Krzyżami Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski. 


Joanna i Lesław Kost z Prezydentem RP, Bronisławem Komorowskim.
 
Położenie Anina i naszego „nie rzucającego się w oczy” domu bardzo nam tamtą aktywność ułatwiało.                   
Oczywiście mamy również osobne zainteresowania, bardzo dla nas ważne: Joanna, obok kynologii - fotografię i grafikę komputerową;  Lesław, jako kapitan jachtowy – żeglarstwo morskie.  Ale to tematy na osobną rozmowę…                                       


                       

Pracowaliście również w filmie. Widzom wydaje się, że plan filmowy to miejsce nieustannej improwizacji. Czy zdarzyły Wam się jakieś wpadki lub zamówienia „na wczoraj”?

W scenografii, zarówno filmowej jak i telewizyjnej, którą zajmujemy się od ponad trzydziestu lat, wszystko robione jest od zawsze „na wczoraj”.  Z biegiem lat presję czasu i stres pokonaliśmy  doświadczeniem, ale nadal zachowaliśmy „odrobinę szaleństwa”- naszą naturalną osłonę przed rutyną.  A że nie wszystko daje się przewidzieć… Zdarzyło się Lesławowi zostać „graficiarzem” przyłapanym pod ścianą ze sprayem w ręku przez patrol policji. Ani tłumaczenie, że to do filmu, ani wiek dojrzały nie uchroniły go  przed wylegitymowaniem…  Innym razem z policją mieliśmy do czynienia w związku z drukiem fałszywych dolarów, w sumie sześć metrów sześciennych(!) do „Gangu Olsena”. W finale perypetii sympatycznego gangu nieudaczników banknoty te wyrzucone z okien Hotelu Europejskiego, zamiast upaść na bruk poszybowały w kierunku Ogrodu Saskiego. Potem długo jeszcze „chodziły” na bazarach… Zdarzyło się, że w dekoracji do serialu umieściliśmy prywatny numer telefonu, pierwszy, jaki przyszedł nam do głowy. Poznaliśmy wtedy siłę telewizji i naiwną wiarę setek dzwoniących ludzi, wierzących, że z serialowym biurem podróży na serio wyruszą  w świat. 
Skoro jesteśmy przy telefonach; pamiętam, jak rozdzwoniły się z powodu wielkiego pożaru Forum Romanum, monumentalnej dekoracji  do filmu „Quo vadis” zbudowanej w Piasecznie, gdy w tym samym czasie na lotnisku w Modlinie przygotowywaliśmy wnętrza do innej sceny:  „pałac cezara po pożarze”. Pożar to pożar – jeszcze długo musieliśmy się tłumaczyć, że to różne obiekty, a z „piękną katastrofą” nie mamy żadnego związku… Moglibyśmy opowiadać tak długo; dziesiątki  filmów i seriali, do tego reklama i trochę teatru.   Dzisiejsze scenografie tworzone są w coraz większym zakresie komputerowo, więc i my musieliśmy pójść z duchem czasu. Możliwość nieprzewidzianych sytuacji została znacznie ograniczona, ale…  licho nie śpi.

Wszyscy kochamy Anin, jednak nie możemy być w tej miłości zaślepieni. Co Waszym zdaniem jest w Aninie najpilniejszą kwestią?
Przybywają nowe obiekty, niekiedy ciekawie zaprojektowane i starannie wykonane. Zmiany te mają jednak swoją cenę - Anin staje się kosmopolityczny. Dotyczy to nie tylko przestrzeni architektonicznej i dewastowanej przyrody, ale również ludzi. Genius Loci oraz historia tego miejsca, wymagają  ochrony i przypomnienia. To ważny czynnik integrujący. 

Bardzo dziękuję za tę wyjątkową rozmowę!                                                                                    
 mga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz