sobota, 10 sierpnia 2013

Demokracja, czyli jak to zrobić w Aninie?

Chodzę ulicami starego Anina trzy razy dziennie. Na każdy spacer poświęcam średnio pół godziny. Trzymając na smyczy dwa duże psy, daję radę podnieść niemal każdy śmieć, który w przestrzeni publicznej zostawili mieszkańcy i ich goście.

Czasami zastanawiam się, czy zdołam jednoosobowo utrzymać porządek na ulicach kilkutysięcznego osiedla?

Wiadomo, że nie. Musi nas być więcej. Wiem, że na Nowym Aninie, na osiedlu IBJ są państwo Adamczykowie, jest pani Krystyna Kołaczkowska, która od wielu lat bezinteresownie dba tam o porządek. Pewnie są też inni, chciałabym ich poznać.


Przykro mi jednak, że tak niewielu moich sąsiadów czuje odpowiedzialność za naszą wspólną przestrzeń, nawet jeśli znajduje się ona tuż za ich płotem.

A płoty mamy tu solidne! Wysokie! Rzadko kiedy udaje się dostrzec, co też znajduje się po drugiej stronie. Często siatkę wzmacniają jeszcze drewniane sztachety, a mur okalają wysokie iglaki.

Czego się boicie sąsiedzi?

Co macie do ukrycia?

Wasz płot, wasz mur, wasze iglaki mówią mi o was więcej, niż chcielibyście, żebym wiedziała. Zdradzają wasz lęk przed światem, waszą nieufność wobec sąsiadów, waszą niepewność siebie samych.

W ciągu kilku lat, kiedy tu mieszkam NIKT nie odezwał się do mnie pierwszy! Jeżeli kogokolwiek poznałam, zawdzięczam to wyłącznie swojej ciekawości świata i ludzi.

Nie wystarczy zatrzasnąć furtkę, założyć ręce i narzekać na sąsiadów, na władze, na świat. Trzeba zrozumieć, że przestrzeń publiczna należy do nas tak samo, jak nasze zasłonięte przed ludzkimi spojrzeniami ogrody.

Nie zmienimy, a tym bardziej nie naprawimy świata zajmując się wyłącznie swoją pracą, chowając się w swoich czterech kątach, czy siedząc z założonymi rękoma i fukając w telewizor.

Przez tyle lat reżimu marzyliśmy o wolności. Teraz ją mamy. Jaki robimy z niej użytek?

Jaki kraj zostawimy naszym dzieciom, niezmiennie trwając w postpeerelowskim marazmie?

Zacznijmy od małych rzeczy: od podniesienia papierka, który ktoś niefrasobliwie rzucił na ulicę. Od zagadania do sąsiada, którego nie znamy, od poczucia, że nawet na ulicy jesteśmy u siebie. Od pomyślenia, co zrobić, aby miejsce, w którym żyjemy było dla nas i dla innych bardziej przyjazne.

Poszukajmy ludzi, którzy myślą podobnie. Spotkajmy się i zburzmy mur obojętności, którym się otoczyliśmy. Spróbujmy się na nowo zintegrować. Zacznijmy kreować naszą rzeczywistość!

Zróbmy coś razem dla naszego otoczenia!

Mamy wreszcie demokrację, a demokracja to nie wygoda zrzucenia odpowiedzialności na kogoś innego. Demokracja to zadanie.

Jak się z niego wywiążemy?

mga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz