Z przykrością informuję, że pan Andrzej Dąbrowski odszedł, a wywiad z nim jest już tylko fragmentem historii Anina...
Cykl wywiadów z właścicielami firm anińskich rozpoczynamy od pana Andrzeja Dąbrowskiego i jego galerii „ANTYKI wśród ANIOŁÓW”. Znajduje się ona przy ulicy Marysińskiej 3, róg V Poprzecznej (wygodny wjazd od Wydawniczej, dużo miejsc parkingowych).
Antykwariat zajmuje dwa pomieszczenia, a w jego ofercie
znajdują się meble, bibeloty, porcelana, sztućce, obrazy. Można tu kupić
niebanalny prezent, można oddać w komis lub sprzedać rodzinne ruchomości, które
nie pasują nam do naszego nowego wnętrza.
Od jak dawna zajmuje się Pan antykami?
Od pół wieku! Żartuję, chociaż… Już jako nastolatek z
zapartym tchem przeszukiwałem zawalone gratami strychy i piwnice. Każde
znalezisko było wtedy dla mnie skarbem. Zanim wybetonowano brzegi Wisły, brodziłem
po wodzie i wyciągałem z dna stare kawałki pięknie malowanych kafli piecowych, znalazłem
nawet lufę pistoletu ze swastyką. Podczas wakacji każda wiejska chata i stodoła
była dla mnie wyzwaniem. Jeździłem na targi staroci, odwiedzałem sklepy z
antykami – uwielbiałem się nimi otaczać i robię to nadal. Stan chroniczny. Moją
pasją staram się zarażać zarówno przyjaciół, którym czasami wynajduję coś
cennego, jak i nieznajomych, którym od półtora roku oferuję starocie w antykwariacie
w Aninie.
Antyki to meble i inne rzeczy stanowiące wyposażenie wnętrz
oraz wszelkie przedmioty użytkowe wykonane przed laty, które mają wartość
zabytkową – niekoniecznie materialną. Antykami mogą być dzieła sztuki, takie
jak obrazy czy rzeźby. Antycznymi dziełami sztuki mogą być zegary, lampy,
wyroby z porcelany, ceramiki czy szkła, metali czy kamieni – nie tylko
szlachetnych. Z założenia antyk nie musi być drogi, wystarczy że będzie przedmiotem
wyjątkowym ze względów estetycznych, charakterystycznym dla czasu swego
powstania, czyli historycznym. Cena antyku wynika z okresu i sposobu jego
wytworzenia, materiału z jakiego został zrobiony i przez kogo, dostępności na
rynku oraz popytu. Generalnie antyk wart jest tyle, ile gotowy jest za niego
zapłacić klient. Nabywcą może być zwykły klient bądź wytrawny kolekcjoner,
który kupowany przedmiot traktuje jak rokującą inwestycję.
Moim zdaniem, antykiem może być każdy przedmiot, który
powstał dawno temu i obecnie nie jest już wytwarzany. A ponieważ trendy mody
potrafią regulować również popyt na starocia, przestrzegam przed podróbkami.
Nie bez powodu są one tańsze od oryginałów, ale to tylko imitacje. Kupując coś
warto to wiedzieć i świadomie wydawać pieniądze.
Jak pan sądzi, czy w anińskich domach zachowało się dużo antyków?
Nie gościłem w wielu domach w samym Aninie, ale w tych, w
których bywałem w najbliższej okolicy, choćby po to, aby dostarczyć kupione u
mnie starocie czy oszacować wartość zgromadzonej przez kogoś kolekcji, trafiałem
na istne perełki. Bez przesady mogę powiedzieć, że sporo Aninian oraz mieszkańców
Wawra lubi antyki, wciąż je kupuje i szuka u mnie czegoś ciekawego.
Jaki przedmiot, który miał Pan u siebie w sklepie najbardziej Pana zdziwił, zaskoczył?
Kiedyś zaproszono mnie do remontowanego domu, którego nowy
właściciel pozbywał się „śmieci”. Był tam spory księgozbiór. Nic szczególnego,
ale wśród wielu woluminów znalazłem kilka kieszonkowych modlitewników i
książeczek do nabożeństwa. Większość zabytkowych, wydanych na przełomie wieków XVIII
i XIX. Niektóre były pięknie ilustrowane i oprawione w wytłaczaną skórę. Okazało
się również, że przed laty w domu tym mieszkał ksiądz, który jako misjonarz sporo
jeździł po świecie i przywoził z podróży przeróżne dewocjonalia. Cały jego zbiór
trafił w dobre ręce.
Czego przede wszystkim poszukują klienci?
To niesamowite, ale antykwariaty podlegają swoistym falom. W
niektórych miesiącach nie wiadomo dlaczego wzrasta zapotrzebowanie na drobiazgi
z porcelany i metali – chociaż nie zbliża się gwiazdka i nie ma popularnych
imienin, kiedy indziej pytają o lampy – chociaż dni są długie, bo jest środek
lata. Dotychczas nie udało mi się rozgryźć tych fenomenów. Dlatego zawsze
staram się mieć w ofercie wszystkiego po trochu. Poza tym, jeśli klient chce
kupić coś szczególnego, z chęcią pomagam mu to znaleźć na indywidualne
zamówienie. Tak było na przykład z ogromnym porcelanowym serwisem obiadowym
Rosenthala, dębowym kredensem z lat międzywojennych sprowadzonym niemal pod
wymiar czy dużym pałacowym żyrandolem ze szkła kryształowego.
Co interesującego aktualnie oferuje galeria?
Po pierwsze: siedmioelementową sypialnię w czeczocie z
drewna brzozy z piękną toaletką – rasowe Art Deco. Po drugie: wiekową
fisharmonię w stylu biedermeiera – niesamowity i wciąż grający instrument. Po
trzecie: oryginalny autoportret Stanisława Witkiewicza – ojca Witkacego.
Szczerze polecam każdy z tych trzech wymienionych hitów!
Na jaki wydatek musimy się przygotować, chcąc kupić u Pana jakiś
drobiazg na prezent?
Wystarczy, że będzie się miało w kieszeni 50 złotych. Tyle
mniej więcej kosztuje markowa filiżanka bądź stylowy drobiazg z metalu czy
szkła. Górnej granicy cenowej nie ma.
Andrzej Dąbrowski przed swoim antykwariatem (fot. mga)
Co Pana skłoniło do otwarcia sklepu w Aninie?
Mieszkam po sąsiedzku, bo w Międzylesiu, więc mam blisko do
pracy. Poza tym lubię tę okolicę i… jestem lokalnym patriotą. Na dodatek mój
antykwariat mieści się w klimatycznym lokalu na parterze starej kamienicy. Czego
mogę chcieć jeszcze? Marzy mi się tylko większy ruch na uliczce, przy której działają
„ANTYKI wśród ANIOŁÓW”. Większy ruch to więcej potencjalnych klientów…
Dziękuję bardzo za rozmowę!
Bardzo dziękuję i zapraszam do galerii!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz