Gospodę „Do syta” zna chyba każdy mieszkaniec Anina, przy V
Poprzecznej 6 restauracja istnieje
bowiem nieprzerwanie od 1957 roku,
początkowo jako jadłodajnia kategorii IV „Maleńka”, od 1998 roku pod obecną
nazwą i z nowym kierownictwem. Parkujące
codziennie obok Gospody auta, świadczą o jej niezmiennej popularności wśród
konsumentów. Tu wciąż można dobrze
zjeść!
Dziś w karcie mamy nie byle jakie rarytasy: soljankę,
rosyjską zupę rybną i gęś w sosie śliwkowym.
Jest godzina 17:30, sobota, na ogródku przylegającym do
Gospody, goście kończą posiłek.
Ogródek ten, zawsze efektownie przystrojony świeżymi kwiatami, został dostrzeżony w XXIV edycji konkursu „Warszawa w kwiatach" (2007), a Gospodę zaliczono do wyróżniających się warszawskich firm i uhonorowano dyplomem z podpisem pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Ogródek ten, zawsze efektownie przystrojony świeżymi kwiatami, został dostrzeżony w XXIV edycji konkursu „Warszawa w kwiatach" (2007), a Gospodę zaliczono do wyróżniających się warszawskich firm i uhonorowano dyplomem z podpisem pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.
„Pragnąłem zostać
leśnikiem - mówi Jarosław Bujnowski – ale w Warszawie nie ma lasów. W 1984
roku ukończyłem szkołę gastronomiczną przy Poznańskiej, w 1996 ożeniłem się, zaś
dwa lata później padła propozycja, abym objął tę rodzinną firmę.”
„I to był koniec
współpracy. Zrobiliśmy generalną zmianę wystroju, zwożąc rozmaite pamiątki.
Tradycja zdecydowała, że nasze menu jest głównie polskie, to standard. Jednak w poszczególne
dni tygodnia oferujemy też dania kuchni regionalnych. W poniedziałek
marokańskiej, we wtorek amerykańskiej,
we środę rosyjskiej, w czwartek hiszpańskiej, w piątek norweskiej, nazwy mamy proste, żeby klient wiedział, co dostanie na talerzu”.
Gdyby ktoś zastanawiał się, jakie danie norweskie zamówić,
menu podpowiada placki ziemniaczane z łososiem
i sosem koperkowym.
Kiedy pytam o modne nowinki, jak choćby dania wegetariańskie,
czy z obniżonym poziomem kalorii, Jarosław Bujnowski lekko się uśmiecha i
wygląda przez okno.
„Co my tam mamy na
stołach? – wstaje i idzie po karteczki, na których wypisano zamówienia. Po chwili wraca.
– „Sztuka mięsa z sosem chrzanowym i
buraczkami, druga pani je polędwicę na plackach ziemniaczanych w sosie
podgrzybkowym. Nie są to dania niskokaloryczne...”
Ale brzmi tak pysznie, że od razu czuję głód.
„Oczywiście na
życzenie klienta możemy mięso ugotować, zrobić lekką sałatę. Odnoszę jednak wrażenie,
że konsumenci więcej mówią o walce z kaloriami, niż rzeczywiście wprowadzają ją
w życie. Ale gdyby klient miał życzenie
zjeść coś lekkiego, jesteśmy oczywiście gotowi, wystarczy poprosić. Co zrobić,
kiedy oni tak lubią nasze sosy… ”
Popijam przez słomkę pyszną lemoniadę, specjalność zakładu.
Nie dziwię się tym, kogo uwodzą serwowane tu potrawy. Przeglądam menu, widzę też desery.
„Pieczemy własne
ciasta, a dziś mamy arbuza z lodami, jednak porcje są tak duże, że rzadko kto
ma jeszcze siłę na deser.”
Remedium na pustą lodówkę
Bywamy co jakiś czas, mamy już swoje
ulubione dania, choć niektóre pozycje cyklicznie się zmieniają na sezonowe.
Szczególnie polecamy pyszną wątróbkę, naleśniki ze szpinakiem (podawane z
pełnymi liśćmi, nie zmielonymi na papkę w podsmażonym chrupiącym ciastem).
Porcje są duże, za rozsądną cenę, po sytym obiedzie nigdy nie starcza już sił
na deser.
Na uwagę zasługuje wystrój, gdzie wytrawne oko głodnego wypatrzy wiele ciekawych eksponatów - dla sportu proponuję poszukać miniaturowej figurki Napoleona.
Nie wszystkim osobom odpowiada sposób zamawiania - z wywieszonego menu wybieramy pozycje i zamawiamy przy barze, następnie kelner podaje dania do stołu, tam też płacimy.
Sugerujemy rezerwować w weekendy stolik - Gospoda zyskuje na popularności i w porze obiadowej możemy trafić na komplet.
Na uwagę zasługuje wystrój, gdzie wytrawne oko głodnego wypatrzy wiele ciekawych eksponatów - dla sportu proponuję poszukać miniaturowej figurki Napoleona.
Nie wszystkim osobom odpowiada sposób zamawiania - z wywieszonego menu wybieramy pozycje i zamawiamy przy barze, następnie kelner podaje dania do stołu, tam też płacimy.
Sugerujemy rezerwować w weekendy stolik - Gospoda zyskuje na popularności i w porze obiadowej możemy trafić na komplet.
Klimatyczna knajpka z dobrą polską kuchnią
Byłem ostatnio w Gospodzie, ponieważ została mi polecona przez znajomych. Zjadłem pełny obiad. Śledzia w śmietanie, przepyszny żurek z jajkiem oraz placek zbójecki, którego z powodu wielkości porcji nie byłem w stanie dokończyć. Do tego domowy kompot. Wszystko było bardzo dobre, porcje zbyt duże, ale ceny dość przystępne, za wszystko zapłaciłem ok 50 zł. Bardzo miły pan kelner i muzyka z dawnych lat. Miejsce o specyficznym klimacie, który mi odpowiada. Na danie czekałem dość długo ale było warto. Polecam.
Na co dzień
Miejsce z
historią w Aninie, najciekawiej jest w niedzielne popołudnia, kiedy przy jednym
stoliku siedzi 4 pokolenia w rodzinie od niemowlaka do babci, tradycyjna
kuchnia polska-domowa. Ciężko wyróżnić konkretne danie, całość jest na wysokim równym
poziomie. Prywatnie szanuję sztukę mięsa w sosie chrzanowym i gęstą pomidorową
z makaronem. Obsługa szybka, a żeby było jeszcze szybciej zamawiamy posiłki
przy wejściu, przy kontuarze.
Rozsądne ceny.
Rozsądne ceny.
W restauracji
odbywają się również przyjęcia. Ilu gości możecie przyjąć jednocześnie?
„Do 50 osób,
dysponujemy też jednak salą na Zaciszu, gdzie możemy ugościć do 130 osób. Mówię
czasami, że towarzyszymy naszym klientom od chrzcin do konsolacji.”
Elegancko udekorowany samochód dostawczy, który czasem widujemy
na ulicach Anina, może dowieźć wykonane tu potrawy również na przyjęcie domowe.
„Dzieci mówią na nasz
samochód „gospodowóz”. Tak, mamy szeroką ofertę cateringową, do sprawdzenia na
naszej stronie internetowej: www. do-syta.pl, gdzie internauci znajdą też
informacje o firmach, które zamawiały u nas obsługę cateringową.
Czy pamięta Pan jakieś zaskakujące zamówienie?
„Muzeum Narodowe
organizowało cykl wystaw, zamówiono u nas catering, kładąc nacisk nie na ilość,
ale na jakość. W rezultacie, kiedy goście wychodzili z sal po zwiedzaniu, nic
już nie było na stołach, ponieważ wszystko skonsumowała orkiestra...
Szerzy Pan dobrą nowinę kulinarną po całej Warszawie,
obsługujecie przecież poza anińską Gospodą trzy kantyny, a ostatnio sieć
powiększyła się o restaurację Lawenda-Jazz na Żoliborzu. Kierowanie kilkoma
restauracjami to utrudnienie, czy ułatwienie dla restauratora.
„Zdecydowanie
utrudnienie. Ale najgorsza w tym biznesie jest mitręga z władzami, urzędnikami, którzy szukają
dziury w całym. Gdyby chodziło tylko o gotowanie i przyjmowanie gości!
Większość czasu spędzam na załatwianiu różnych spraw w urzędach, pisaniu
sprawozdań gusowskich i temu podobnych rzeczach”.
Jednym słowem sielanka…
„Jeśli ktoś marzy o
biznesie gastronomicznym, bo mu się to wydaje łatwym sposobem na zarabianie, to
mu powiem, żeby się rozpędził i uderzył głową w ścianę – Jarosław Bujnowski
uśmiechając się kwaśno.
Co dla Pana jest najważniejsze w kuchni?
Chyba organizacja.
Co dla Pana jest najważniejsze w kuchni?
Chyba organizacja.
A jakie jest Pana anińskie marzenie? - pytam na koniec.
„Tu mnie pani
zastrzeliła! Ja chyba nie mam jakiegoś specjalnego marzenia. Mamy piękny nowy
basen, nowego Borowika, do Otwocka mkną nowe SKM-ki, czego tu więcej
chcieć?...”
Na pożegnanie z sympatyczny właściciel Gospody Do syta
obdarowuje mnie syfonem wody sodowej i zapewnienia, że w każdy czwartek będę go mogła
wymienić na pełny.
mga
Wędrując z KK Anin do biblioteki na Trawiastej zajrzałam kiedyś z ciekawości do tej gospody i przyznaję, iż pozytywnie zaskoczył mnie klimat lokalu. Obiecałam sobie, że wpadnę i przekonam się, czy prezentowana tam kuchnia jest równie interesująca. Nie spełniłam dotychczas tego małego marzenia, ale dotrę, z pewnością. I najem się... do syta :)
OdpowiedzUsuń